Dr Anna Błażejczyk i dr Krzysztof Hałabuz w wywiadzie udzielonym dla ''Rzeczpospolitej'' zwracają uwagę na trudną drogę młodych adeptów chirurgii ogólnej do uzyskania specjalizacji. Głównymi problemami są zdezaktualizowany program szkolenia specjalizacyjnego i trudności w realizacji wymaganych zabiegów.

Obecny program specjalizacji od dawna nie był modernizowany i dostosowywany do zmieniających się realiów – mówi dr Anna Błażejczyk, rezydentka i współzałożycielka Porozumienia Chirurgów. Tłumaczy, że przyszli specjaliści muszą wykonać m.in. kilka klasycznych operacji pęcherzyka żółciowego polegających na otwarciu jamy brzusznej, podczas gdy dziś zabieg ten wykonuje się laparoskopowo. Muszą też wpisać do książeczki stażowej prawie niewykonywaną wagotomię, czyli przecięcie nerwu błędnego żołądka, czy operację przełyku, wykonywaną tylko w kilku szpitalach w kraju, i to przez chirurgów klatki piersiowej. Chcielibyśmy, by w życie wszedł nowy program specjalizacji, napisany przez konsultanta krajowego prof. Grzegorza Wallnera. Od dwóch lat nie możemy się jednak go doczekać – mówi dr Błażejczyk.
Rezydentów rzadko dopuszcza się do samodzielnych zabiegów. Mają szczęście, jeśli mogą asystować, bo w wielu wypadkach wysyła się ich na izbę przyjęć albo każe wypełniać dokumentację. A w książeczce stażowej, którą trzeba wypełnić, by móc podejść do egzaminu specjalizacyjnego, trzeba wpisać zabiegi przeprowadzone jako pierwszy operator – mówi pomysłodawca Porozumienia Chirurgów dr Krzysztof Hałabuz, któremu do końca specjalizacji został jeszcze rok.
Szkolący się medycy narzekają, że w niektórych szpitalach tak rzadko dopuszcza się ich do stołu operacyjnego, że specjalizację skończą z połową wymaganych od nich umiejętności.
– A powinniśmy mieć dostęp do centrów symulacji, z jakich w kształceniu korzystają nasi zachodni koledzy. W Polsce za ćwiczenia w centrach symulacji trzeba słono płacić z własnej kieszeni – ubolewa Krzysztof Hałabuz.
Porozumienie Chirurgów walczy także o zmianę wizerunku swojej specjalizacji, która dziś należy do najrzadziej wybieranych przez absolwentów medycyny. Na przyszłych chirurgów ogólnych czeka dziś 409 nieobsadzonych miejsc szkoleniowych, a w ciągu ostatnich czterech lat liczba specjalistów spadła o ponad 18 proc.
– Kiedyś wiele osób szło na medycynę, żeby zostać chirurgiem. Dziś tę specjalizację wybierają tylko zapaleńcy. Innych odstrasza ciężka praca za stawki niższe niż w medycynie rodzinnej czy anestezjologii – mówi dr Hałabuz.